Rybia przygoda

Mimo naszych wczesniejszych planow nie udalismy sie do Muzeum Nardowego. Powody tej decyzji opisujemy szczegolowo w Orwells Thailand (ang.). W skrocie zostalismy porwani przez tuk-tuka, ktory mial nas obwiezc po okolicznych
switayniach, a zamiast tego chcial tylko zaprowadzic nas do biur turystycznych, krawcow itp. od ktorych zapewne dostawal prowizje.

Kiedy w koncu odmowilismy wizyty w kolejnym sklepie i wysiedlismy z tuk-tuka, znalezlismy sie w zupelnie nam nieznanym miejscu w bangkoku. Niestety nie moglismy zorientowac sie w okolicy, a napotkani Tajowie nie potrafili odczytac naszych anglojezycznych map. W poszukiwaniu jakichs punktow orientacji przypadkiem natrafilismy na Zlota Gore – swiatynie buddyjska, ktora byla celem naszej wyprawy.

Napotkany Wat, bo tak po tajsku
nazywa sie swiatynie, niczym Nie roznil sie od innych miejsc Kultu buddyjskiego. Jednak tym razem mielismy okazje zobaczyc procesje z darami dla mnichow, wsrod ktorych znajdowaly sie kwiaty, jedzenie, posciel, przybory do czyszczenia.

Procesja

Procesja

Kolejna cecha wyrozniajaca te swiatynie byla gora z ktorej roztaczal sie widok na stara czesc Bagkoku. Na jej szczycie mozna bylo zawiesic dzwonki z dowieszonym lisciem na ktorym wypisywalo sie swoje imie. Tym ktorzy to uczynili mialo dopisac szczescie, slawa lub zdrowie.

Golden Mount

Golden Mount

Kolejne kroki skierowlismy ku National Museum przekraczajac jeden z kanalow, ktore sa charakterystyczne dla Bangkoku. Rejs po nich powinnien znalezc sie w planie kazdej wycieczki, ale wszystkie lodki plynely w przeciwnym kierunku niz przez nas obrany, wiec w dalsza droge ruszylismy pieszo. Ochota na spacer nam przeszla, gdy upal stal sie nie do zniesienia, a najkrotsza droga prowadzila przez najbardziej ruchliwa ulice Bangkoku. Niedaleko znalezlismy przystanek autobusu, ale korzystanie z komunikacji miejskiej wymaga znajomosci planow jazdy, ktore nie sa opisane na przystankach. Zapytani Tajowie czekajacy na przystanku, mimo slabej znajomosci angielskiego, starali sie bardzo pomoc i wskazali nam autobus, ktory zawiezie nas na miejsce. Przejazdzka autobusem okazala sie calkiem przyjemna mimo braku klimatyzacji.

Figurki na targu Budd

Figurki na targu Budd

Kolo naszego koncowego przystanku znajdowal sie targ, a poniewaz bylismy juz bardzo glodni, kupilismy mala przekaske na jednym ze stoisk. Przekaska przypominala wygladem i smakiem kawalki smazonej i mocno przyprawionej wolowiny. Dla Mai przysmak ten byl stanowczo za ostry, wiec wiekszosc zjadlem sam. Po chwili poczulem drapanie w gardle spowodowane jak myslalem przez pikantne przyprawy. Niestety zaczerwienienia na twarzy i lzawienie oczu zdradzily, ze to drapanie wywolane zostalo przez atak alergii. Zapewne wiekszosc czytelnikow wie, ze jestem uczulony na ryby, co objawia sie zwykle zaczerwienieniem oczu i rak, pieczeniem, drapaniem w gardle oraz bolem brzucha. W Tajlandii to oczywiscie duzy problem, bo duza czesc potraw zawiera ryby lub owoce morza lub przyprawy przygotowane na ich podstawie. Dotychczas udawalo mi sie uniknac potraw rybnyxh, lecz tym razem ryba byla dobrze zamaskowana.

Mimo ze od razu wzialem srodki przeciwalergiczne atak alergii bardzo szybko sie posuwal. Jednak tym razem opuchlizna na twarzy sprawila, ze upodobnilem sie do Azjatow. Z poczatku mnie to ucieszylo, bo myslalem, ze nada mi bardziej tAjski wylad chroniacy mnie przed natrtenymi handlarzami. Dopiero po kiku minutach okazalo sie, ze badziej przypominam Mongola.

Powoli zblizal sie czas odjazdu naszego pociagu i skierowalismy sie do hotelu. Po drodze przeslismy przez turystyczna dzielnice w okolicy ulicy Kosan, gdzie ogromne liczby farangow zajdalo sie pizza popijajac ja kola lub kawa. Po co Ci ludzie jada do Tajlandii skoro i tak przebywaja w miejscach ktore najbardziej przypominaja im dom? Byc moze nie wiedza co traca…

Na jednym ze straganow znalezlismy uzywane przewodniki po Tajlandii Lonely Planet i Rough Guide, ktore oferuja wiele informacji na temat kultury, jezyka i obyczajow danego kraju i miejsca. Szczegolnie cenne sa tzw. Insider tips, ktore sa wskazowkami na temat atrakcji zwykle dostepnych tylko tubylcom lub bardzo dociekliwym turysta. W koncu decydujemy sie na Rough Guide to Thailand w wersji angielskiej z 2007 roku. Udaje nam sie przy tym ztargowac ja z 350 b na 250b, co bylo naszym najwiekszym sukcesem handlowym. Nasz sukces opieral sie na tym, ze ja bylem bardzo zainteresowany kupnem, a Maja byla nieustepliwa. Zatem gdy ja bylem juz sklonny zaplacic nieco wyzsza cene, MajA stanowczo pokrecila glowa na nie, co chyba przekonalo sprzedawce, ze nie jestesmy latwymi klientami. Przewodnik naprawde wart byl tej cenny i odtad nieodlacznie bedzie towarzyszyl naszym podroza.

Na koniec Zjedlismy szybki posilek w tajskiej restauracji, ale skierowanej na turystow. Jedzenie bylo dobre, ale bez tej atmosfery tajskich barow.

Kiedy dofarlismy do hotelu, aby zabrac stamtad bagaze mielismy jesZcze ponad godzine do pociagu. Zwykle taksowka potrzebuje ok. 30 min aby dojechac z hotelu na dworzec, ale Bangkok jest zakorkowany calkowicie w godZinach szczytu i ledwo co zdazylismy na nasz pociag do Trang.

Bangkok, 23 luty 2010

Comments are closed.