Dzien wczesniej dotarlismy do ton sai (jak to sie stalo opisujemy w czesci “krabi? No thank you” – ang.). W skrocie krabi nam sie bardzo nie spodobalo i trafilismy szczesliwie do plazy na railey zwanej ton sai- znanej wsrod wspinaczy.lezy ona na polwyspie, ale jest zewszad otoczona skalami i dostac sie do niej mozna jedynie lodzia. Jest tez przejscie przez skaly do innych pLazy railey – czesc ta jest wieksza i sklada sie z 3 plaz. Jest bardziej komercyjna, ale rowniez nie ma do niej dojscia ze stalego ladu. Tu wlasnie mielismy zostac 3 pelne dni, 4 noce. 2 z tych dni byly na tyle podobne, ze zdecydowalismy sie je opisac razem.
Od kiedy tylko planowalismy nasza podroz do tajlandii, wiedzielismy, ze 3 dni bedziemy sie wspinac. Klify pnace sie wysoko, wysoko, z morzem u swoich stop byly od dawna marzeniem bartka, a i mnie interesowala taka sceneria.
Dzien wczesniej pozyczylismy ksiazke z mozliwosciami jakie do wspinaczki w okolicy. Bylo ich bardzo wiele. Trudne, latwe, na naszej plazy lub na jednej z sasiednich… Bartek studiowal ja pol nocy zeby zdecydowac na pojscie do railey east gdzie drogi do wspinania mialy byc latwiejsze i tam zaczac.
Pozyczylismy sprzet i ruszulismy w droge. Sciezka wcale nie byla latwa i wygodna czego sie niespodziewalismy. Trzeba sie bylo przedzierac przez skalki i ostatecznie moj klapek tego nie wytrzymal. Gdy wreszcie dotarlismy i zaczelismy sie wspinac bylismy bardzo zawiedzeni. Ani nie bylo pieknych widokow, ani drogi nie byly jakos ciekawe…
Jedyna interesujaca sytuacja jaka nas spotkala, to wspinanie z malpami. A bylo to tak, ze ni stat ni zowad pojawila sie malpa nad glowami wszystkich. Najpierw spokojnie przespacerowala sie nie robiac sobie nic z trudnosci jakie nam ludziom mogloby to sprawiac. Wszyscy z zazdroscia wpatrywali sie w zwierze, ktore przeparadowalo sie przed wszystkimi wspinAczami i usiadlo.chwile pozniej pojawila sie kolejna malpa, ktora powtorzyla wyczyn pierwszej. Nastepnie wyszla kolejna i kolejna, i kolejna… Byla cala grupa, obieraly rozne sciezki (wszystkie wiodly przez skale) byly wiec stare, duze malpy, dorosle malpy, matki z przyczepionymi do brzucha malpkami, male malpki… Nie zatrzymywaly sie juz na koncu, ale omijajac nas ludzi schodzily, zjezdzaly, skakaly na drogim koncu sciany i znikaly na pobliskim drzewie. Trwalo to dobre kilkadziesiat minut. Jak juz myslelismy, ze stadko przeszlo – pojawialy sie kolejne grupki. Niektore malpy siadaly na jakis czas, inne szybko znikaly. Bylo to ciekawe przezycie.
Niezbyt zadowoleni wrocilismy na nasza plaze i postanowilismy sprobowac mozliwosci na scianie poleconej nam przez poznanych wczesniej austriakow. Miejsce to bylo ciekawe jako, ze dostac sie tam mozna jedynie w czasie odplywu. Nalezy tez uwazac zeby nie utknac tam gdy nadejdzie przyplyw. W czasie doby sa po dwa przyplywy i dwa odplywy – bylismy zaskoczeni ich rozmiarami. W czasie odplywu woda cofa sie daleko, daleko w morze.
Miejsce rzeczywicie bylo niesamowite. Czulismy sie jak w innym swiecie wszystko wygladalo tam tak nierealnie – i skaly i drzewa… Od tego czasu szczescie juz nas nie opuszczalo. Trafialismy na coraz to ciekawsze miejsca. Coraz piekniejsze. Interesujace drogi wspinaczkowe… Niektore byly osloniete od morza dzungla, inne znowu byly niemal na samej plazy, a w koncu trzeciego dnia trafilismy i na takie ktore byly nad samym morzem i przy ktorych nie uzywalismy liny, bo spadalo sie prosto do wody (opisujemy to po angielsku).
Na wspinaniu na railey spedzilismy dwa dni. Gdy robilo sie ciemno przechadzalismy sie po miasteczku i zmeczeni szybko wracalismy do naszego bungalowu. Jednego wieczoru sprobowalam nawet jak smakuje rekin (nic nadzwyczajnego). Tajlandia rzeczywiscie ma niesamowite tereny wspinaczkowe!
Gdy trzeciego dnia (po wspinaniu ze spadaniem do wody) mielismy po poludniu troche czasu przed zmrokiem wybralismy sie na punkt widokowy. Byl on wysoko, wysoko i roztaczal sie z niego niesamowity widok. Przy okazji tez odkrylismy ukryta lagune. Niestety nie moglismy nakarmic naszych oczu jej pelnym widokiem jako, ze slonce wowczas juz zaszlo i w kazdej chwili mialo byc ciemno, a zejscie (ktore wiazalo sie z pozniejszym wejsciem) bylo strome i bardzo wysokie.
28.02 – 01.03.2010
Cześć kochani,
znowu sprzyja Wam niebywałe szczęście, dbajcie o zdrowie i bezpieczeństwo. Nie uzupełniliście opisu dotyczącego potraw tajskich i ich działania na Wasze przewody pokarmowe 😉
To zapewne przeszłość więc życzę ciekawych zdarzeń i czekam na zdjęcia.
Joanna
Czy mój głos dociera do Was? Joanna
Tak. Czytamy wszystkie komentarze i bardzo za nie dziekujemy. Co do kursu gotowania – rzeczywiscie jestesmy juz po,ale nie mielismy jeszcze okazji go opisac. Postaramy sie to zrobic jak najszybciej. Goraco pozdrawiamy!