Dzien pierwszy

Wczoraj mielismy tyle wrazen,ze padlismy niezdolni do czegokolwiek, ale teraz nadrabiamy czas.

Kolorowy- tak mozemy opisac wczorajszy dzien. Dzien, w ktorym Bangkok pokazal nam sie w zupelnie innych kolorach. Dzien wczesniej zasnelismy jak zabici (mimo, ze w polsce byla dopiero 20.00), ale wstac wcale nie bylo latwo. Gdy w koncu wykaraskalismy aie z lozek. W hostelu dostalimy ogromne sniadanie skladajace sie nie tylko z platkow i tostow, ale rowniez owocow i cieplych potraw tajskich.

Potem ruszylismy na poszukiwanie rzeki,a dokladniej postoju z lodkami.plan byl taki zeby dojechac do Grand Palace i po drodze zadzwonic do Eek. Pokrzyzowaly sie jednak nasze plany, bo przegapilismy nasza stacje,a nastepma,na ktorej wysiedlismy okazala sie byc glosnym i smierdzacym postojem autobusowym. ekspresowe lodzie tutaj bowiem sa rzeczywiscie eksprespwe. Gdy lodz staje jeden tlum jest wypychany na lad,a drugi wpychany na poklad. Dzieje sie to wszystko bardzo szybko i nieobeznany podruznik ma prawo nie zoriwntowac sie na czas,ze to juz jego stacja.

Niezbyt zadowoleni ruszylismy w droge powrotna,gdy nie wiedziec kiedy znalezlismy sie na ogromnym targu kwiatowym. We wszustkie strony ciagnelu sie straganiki z ogromnymi ilosciami nieznanych nam kwiatow, a kobiety plotly wianki do skladania na oltarzu Buddy.

Kwiaty na targu kwiatowym

Kwiaty na targu kwiatowym

Po drodze udalo nam sie znalezc budke telefoniczna, z ktorej zadzwonilismy do Eek umawiajac sie z nia na pozniejsza godzine.

Poniewaz mielismy jeszcze troche czasu , wiec weszlimy do napotkanej po drodze swiatyni Wat Pho. Znajduje sie tam 5metrowy posag odpoczywajacego Buddy.

Odpoczywajacy Budda

Odpoczywajacy Budda

Byla to pierwsza zwiedzana przez nas swiatynia, wiec bylismy pod wrazeniem ogromu kolorow i wielkoscia wszystkiego – nie byl to jeden budynek, ale wiele roznych, wszystkie rownie kolorowe, szczodrze pozlacane z wieloma buddami wszedzie, drzewami i ogolnym poczuciem spokoju (gdyby nie tlumy turystow oczywiscie).

Wat Pho

Wat Pho

Swiatynia ta znana jest z masazu, ale nie mielismy okazji skorzystac – spieszylismy sie na spotkanie. Zabawne bylo to ze niektorzy napotkani ludzie, nie pytajac nas gdzie idziemy, pokazywali nam kierunek drogi (zly rzecz jasna). Pogoda nas troche zaskoczyla, bo spodziewalismy sie upalow, a temperatura byla calkiem przyjemna, troche tylko za wilgotno. Jedynie gdy czekalismy na Eek zgrzlismy sie troche.

Alez milo bylo spotkac sie po tak wielu latach! Poszlismy razem na lunch do Indyjskiego baru. Byli tam sami tajowie i obsluga nie mowiaca slowa po angielsku, wiec Eek wybrala dla nas rozne potrawy, ktore tradycyjnie tutaj je sie wspolnie. Gdy chcialam umyc rece, bez ogrodek wskazano mi umywalke gdzie myto rowniez naczynia, ale zarowno jedzenie jak i picie bylo pyszne.

Wkrotce dolaczyl do nas kolega Eek – Net. razem zadecydowlismy pojechac na plywajacy rynek – floating market. Najpierw jednak odwiedzilismy neszcze jedna swiatynie – taka bez turystow, a jedynie z madlacymi sie. Wiernymi i nauczajacymi mnichami. Tutaj tez Eek wytlumaczyla nam kilka buddyjskich zwyczajow. Tak tez, niektore posazki buddy byly cale oblepione zlotem, nie trzymajacym sie jednak jednolicie posazku. Bartek sie smial, ze dekoruja je papierkami od cukierkow. Nie zdawal sobie jednak sprawy, Ze wkrotce sam sie w ten sposob udekoruje zlotem. Eek pokazala nam specjalne platki zlota, ktore sie kupowalo do przyklejenia. Dla wierzacych byla to prosba o uzdrowienie jakiejs czesci ciala. Platki byly jednak tak lekkie, ze trzeba bylo bardzo uwazac odslaniajac je aby nie polecialy z powiewem wiatru – stad samoustrojenie Bartka zlotem.

Wierni

Wierni

buddy

buddy

Eek tlumaczyla nam, ze wszystkie ich zwyczaje oznaczaja szczescie w ten lub inny sposob.
Byly wiec gongi, w ktore sie bilo trzy razy (kazdy raz). Byl mnich, ktory swiecil woda i woda, ktora wylewalo sie do ziemi, ludzie palili kadzidla i dawali wience z kwiatow i kwiaty lotosu, byly tez opaski, ktore chronily przed zlymi duchami. Mnichow jest tam sporo – chodza oni codziennie rano i zbieraja jedzenie na swoje sniadanie. Wierzacy im zawsze daja az za duzo. My jeszcze nie wstalismy wystarczajaco wczesnie zeby to zobaczyc (dzieje sie to o 6.30). Poza tym wchodzac do swiatyni nalezy zdjac buty i nigdy nie wskazywac stop w kierunku buddy – stopy uwazane sa za najgorsza czesc ciala. Wszyscy mnisi ubrani sa na pomaranczowo co dodaje koloru juz i tak bardzo kolorowej scenerii.

Mnich

Mnich

budda

Po zobaczeniu swiatyni ruszylismy w droge na rynek. Jechalismy samochodem eek i byly straszliwe korki (okazalo sie, ze to z okazji jakiegos buddyjskiego swieta). Zdziwilo nas, ze co chwile, zamiast bilbordow naszym oczom ukazywalu sie zdjecia krola. Krol jest tu bardzo lubiany i kochany. Zastanawialismy sie jednak jak to jest, ze tak sie dzieje, bo przez prawo zabronione jest mowic cokolwiek negatywnego o rodzinie krolewskiej. Krol jest lubiany natomiast ksiaze nie. Wszystko to bierze sie chyba tylko z plotek przekazywanych sobie po kryjomu. Krol nie mial pojecia, ze zostanie krolem. Jego dziadek mial ok 40 dzieci i ojciec byl zbyt daleko zeby kiedykolwiek myslec o objeciu wladzy. Przeniosl sie wiec z rodzina do szwjcarii. Byl to burzliwy czas w dziejach tajlandii i z roznych powodow wladza sobie o nim przypomniala. Najpierw wladze objal starszy brat terazniejszego krola, ale zaledwie 6 miesiecy pozniej zostal on zamordowany. Od kilkudziesieciu juz lat tajski krol sprawuje wladze i jest najdluzej panujacym krolwm na swiecie. Jego kolor to zolty i wszedzie mozna zalwayc jego zolte flagi. Krol ma czworo dzieci – w tym jednego syna. Kolorem syna jest niebieski, a jednej z ksiezniczek – fioletowy. Mimo ze prawo zaklada rownouprawnienie w staraniu sie do tronu, prwdopodobnie krolem zostanie ksiaze (jedna z ksiezniczek wyszla za amerykanina i mimo ze teraz juz sa po rozwodzie – z tego powodu nie jest juz ksiezniczka i nie moze tego prawa odzyskac).

Flaga krola i Tajlandii

Flaga krola i Tajlandii

Przejezdzalismu przez mosty. Mosty tam sa niezwykle wysokie – jest tak dlatego zeby mogly przeplywac pod nimi rowniez ogromne statki, ktorych jest tam sporo.

rynek

rynek

Po milej drzemce w samochodzie dotarlismy do rynku. Plywajace rynki sa duza atrakcja turystyczna, ale ze do tego mozna jedynie dojechac samochodem niewielu turystow tam jeszcze trafia. Plywajacy rynek jest zwykym rynkiem z wieloma ciekawymi produktami, glownie jedzeniem robionym na oczach kupujacego, ale glowna jego atrakcja sa stragany na lodkach, ktore po skonczonym utargu zwyczajnie odplywaja do domu. Tak jak targ na khao san road wydawal nam sie bardzo nieapetyczny i niehigieniczny tak ten kusil zapachami i przysmakami z kazdej strony. Tajowie byli niezwykle mili. Mozna bylo sprobowac prawie wszystkiego przed tego kupnem. Tak wiec po sporej ilosci egzotycznych owocow, roznego rodzaju slodyczy, potraw slonych i ostrych obawialismy sie o nasze zoladki. Taka mieszanka przy swojskim, polskim jedzeniu mogla by przyniesc wybuchowe skutki, a co dopiero tu! Minal juz jednak kolejny dzien i poki co zadnych nieprzykemnych niespodzianek nie bylo.

DSC_0111

Bangkok, 21 luty 2009

Comments are closed.