Bilety na trzecia klase pociagu z aythai do bangkoku byly przerazajaco tanie. Ale nie bylo tu drewnianych laweczek ani gdaczacych kur, ani zadnego rwetesu. Wagon w dziwny sposob przypominal nam wagony drugiej klasy pociagow regionalnych w polsce.
Gdy wjechalimy do stolicy od razu zaczely rzucac sie nam w oczy przybankokowe slumsy. Takie same widoki mielismy okazje ogladac gdy prawie miesiac temu opuszczalismy to miasto pociagiem jadacym na poludnie (teraz wracalismy z polnocy).
Bangkok przywital nas hukiem wielkiego miasta. Samochody, tuk tuki i skutery bily sie o miejsce na jezdni. Tuk tukarze natretliwie nalowywali: where you go? Tuk tuk! Cheap cheap! Ale my znalismy swoja trase, szlismy pieszo. Wsrod ryku silnikow, przekupkow sprzedajacych dziwnie wygladajace specjaly i tlumow ludzi zmierzajacych w roznorakie strony udalo nam sie przedostac do malej uliczki. Gdy w nia skrecilismy zaczelo sie robic coraz ciszej. Pani z hostelu powiodla nas wysoko, na ostatnie pietro do ostatniego pokoiku w rzedzie pokoikow do naszej ostatniej tajskiej przystani. Tu mielismy spedzic nasz ostatni nocleg. Ostatni w tajlandii.
Pokoj byl tani i w miare czysty, ale zadziwiajaco cichy jak na srodek miasta, w ktorym sie znajdowal. Niestety byl tez paskudnie goracy.
Dzisiejszy wieczor chcielismy spedzic na wesolo i pojechac do kabaretu o wdziecznej nazwie mambo. Jak sie o nim dowiedzielismy i co nas do niego sklonilo? Nie pamietalismy juz… Rzecz w tym, ze kabaret polegal na przedstawieniu transwestytow…
Transwestyci w tajlandii (tzw. Lady boys) so powszechnie akceptowani. Jest rzecza niemal normalna spotkac takich w barach i na ulicy. Roznia sie miedzy soba bardzo. Od jedynie zaznaczenia pokolorowanym paznokciem do operacji calego ciala. Czemu? Po co? Czy kobietom jest latwiej w tajlandii? Na to pytanie odpowiedzi nie znalezlismy.
Show byl niezwykle kiczowaty i bardzo kolorowy, ale to wlasciwie nawet pasowalo… Spiewy wykonywane byly z playbacku, ale bylo bardzo rozrywkowo i zabawnie. Na scenie byli sami mezczyzni – jak niegdys, na scenach rzymskich. Tyle, ze tym razem maski kobiece byly wrecz idealne. Zaskoczony widz nie mogl uwierzyc, ze to nie kobieta przed nim stoi. W niektorych z nich dopatrywalismy sie bylych mezczyzn – to nogi byly zbyt mocne, to znow szczeka zbyt rozbudowana. Ale byly i piekne kobiety o szczuplych sylwetkach, ponentnych nogach, zgrabnych posladkach… Trudno bylo w nich wyszukiwac jakichkolwiek oznak meskosci…
Pytanie gdzie konczy sie teatr, a zaczyna zycie? Pytanie co sie dzieje z nami? Z natura? Gdzie jest to co znamy? Czym jest? Kim sa ci ktorzy nas otaczaja? Czy mozemy jeszcze ufac naszym zmyslom? Czy to sie gdzies skonczy? Czy dzieci naszych dzieci mijajac kobiete na ulicy beda sie zastanawiac czy to aby kobieta? Czy moze mezczyzna? Moze robot? Moze…? I w koncu co sie stanie z nami samymi? Z ludzmi?
Show byl dobra rozrywka, rozsmieszal, ale pozostawil w nas poczucie jakiegos niedowierzania, moze troche przestraszenia…
Nasza ostatnia noc w tajlandii… Postanowilismy pojsc na najdrozszego drinka w naszym zyciu. Ale to nie chodzilo o drinka, chodzilo o widok… Bowiem bar znajdowal sie na szczycie state building – gorujacego ponad innymi wiezowcami bangkoku. Miejsce bylo, jak mozna sie bylo spodziewac, bardzo eleganckie. Miejsce – mam na mysli budynek, hol, nawet windy… Bo niestety na szczyt nie udalo nam sie dostac. Bylismy nieodpowiednio ubrani. Bartkowi brakowalo pelnych butow i mielismy plecak… Szkoda…
Przeszlismy sie wiec po ulicach bangkoku, chyba nie trafiajac zbyt dobrze, bo wokol nas roil sie las go go barow, tajskich dziewczat skromnie ubranych zapraszajacych do wejscia, mnostwa turystow…
Jakos nie potrafimy do konca polubic tego miasta…