jak to się zaczęło…

Dawno, dawno temu w odległej krainie zwanej Stanami Zjednoczonymi mieszkała sobie Amerykańska rodzina. Nie byla wiele inna od innych Amerykańskich rodzin. Miala podobne zwyczaje i podobnie do innych wyglądała. I ta właśnie rodzina pewnego razu, nie wiedzieć jakim sposobem, dowiedziała się o studentach przyjeżdżających na wymianę licealną z całęgo świata. Zapragneła takiego studenta na rok przygarnąć. Zaopiekować się nim lub nią. Pokazać swoje życie, swoją kulture, swój kraj.

Stało się też tak jak chcieli. Traf chciał, że osoba, którą wzieli pod swoją piecze była Polką. Choć niby wciaż tak samo rutynowa i na pierwszy rzut oka zwyczajna, teraz codzienność wyglądała zupełnie inaczej, była jak by trochę egzotyczna.

Family house

Dziewczyna poszła do szkoły gdzie wsród poznanych ludzi szybko znaleźli się też inni studenci z wymiany.  To z nimi właśnie najchętniej spędzała przerwy między zajęciami i lunche. Z nimi spotykała się po szkole. Oni również byli tutaj nowi, mieli podobne problemy, podobne tęsknoty.

W takich chwilach często pojawiają się trwałe przyjaźnie. Jest to żyzny grunt, na którym nowa znajomość ma dobrą możliwość rozwijania się. Lecz roczna przyjaźń, potem hartowana latami rozłąki może albo zwiędnąć i zniknąć zupełnie, lub wzmocnić się i być bardzo trwałą.

Od tego czasu mineło już prawie 7 lat. 7 lat od kiedy po raz ostatni widziałam Eek. To ona była jedną z tych innych studentów. Do teraz pamiętam jak opowiadała mi o swoim kraju, o zawsze uśmiechniętych i miłych ludziach, o słoniach, o słońcu, o medytacji… o Tajlandii. Od tego czasu zapragnełam tam być.  Zobaczyć to o czym mówiła, za czym tak bardzo tęskniła. Mineło 7 lat, a my wchłonięte w wir codzienności coraz rzadziej do siebie pisałyśmy…

Comments are closed.